sobota, 14 grudnia 2019

Sen małych miast

Na zdjęciu: Wymarłe targowisko w Sobótce (targ działa tylko raz w tygodniu); Fot: Mikołaj Gomółka


Małe miasta nie wymierają. One powoli i po cichu zapadają w letarg. Dużo mówi się o demograficznej katastrofie Łodzi, Wałbrzycha i miast Górnego Śląska. Tymczasem wg GUS (dane na rok 2017) 539 spośród 704 małych miast (między 5 a 20 tys. mieszkańców) odnotowuje ujemne saldo migracji, na co dodatkowo nierzadko nakłada się problem ujemnego przyrostu naturalnego. 

Następuje reakcja łańcuchowa, ponieważ wykluczenie transportowe i brak perspektyw powodują odpływ głównie ludzi młodych, co z kolei powoduje zmniejszenie się dochodów z podatków, i w rezultacie pogorszenie jakości usług publicznych skutkujące jeszcze większym eksodusem. 

Wg autorów projektu badawczego Światła Małego Miasta, 28% mieszkańców małych miast chciałoby je opuścić. Więcej, bo jedna trzecia, po prostu to robi - i to tylko biorąc pod uwagę wyjazdy za granicę wśród osób poniżej 30 roku życia. Część osób jednak decyduje się na powrót, np. po zebraniu kapitału na otworzenie biznesu w rodzinnej miejscowości. 

Tak czy inaczej, „wyzwanie polega nie tyle na tym, by zmienić saldo migracyjne z ujemnego na dodatnie. Chodzi o to, by wyjeżdżało mniej osób”, jak słusznie zauważa Patryk Słowik w artykule Wyludnione małe miasta. Tam najwyraźniej widać starzejące się społeczeństwo (DGP 03.11.2017).

Taki też cel przyświeca projektowi Postmiasta - chodzi o porzucenie złudzeń że trendy demograficzne da się odwrócić i o działanie dla dobra tych, którzy w wyludniających się miastach zostają.

sobota, 28 stycznia 2017

Bytom » śmierć i życie z węgla

Historia Bytomia jest niezwykle bogata, ale też bardzo zasobna w kontrasty między okresami prosperity a poważnymi kryzysami. Wydawałoby się, że tyle niefortunnych zdarzeń uniemożliwiłoby ciągłość istnienia jakiejkolwiek miejscowości, ale bogactwo, znajdujące się pod miastem, okazało się kluczowe dla jego egzystencji. Jak się jednak okazało, przyczyna największych sukcesów w historii miasta okazała się niejednokrotnie, również w historii najnowszej, powodem jego zguby.



Kryzys nr. 1 - najazd Mongołów 

Pierwsze wzmianki o osadnictwie w tym miejscu pochodzą z XI wieku. Na szlaku handlowym z Wrocławia do Krakowa rozwinął się najpierw gród, być może założony przez Bolesława Chrobrego (na dzisiejszym wzgórzu św. Małgorzaty), a następnie osada handlowa (w miejscu dzisiejszego śródmieścia). Pierwszy kryzys nastąpił po zburzeniu miasta przez Mongołów w 1241 roku. Jednak dogodne położenie pozwoliło na dalsze funkcjonowanie i rozwój społeczności. Bytom prawa miejskie otrzymał w roku 1254, a więc zaledwie trzy lata po Krakowie. Wtedy też gród stracił na znaczeniu na rzecz osady. Jak wiele innych, Bytom należy do grupy miast śląskich lokowanych na prawie magdeburskim. 

Kryzys nr. 2 - klątwa, niespokojne czasy 

Już w XIV wieku głównym zajęciem mieszkańców była eksploatacja złóż ołowiu, cynku i srebra, choćby na terenie dzisiejszego rezerwatu Segiet (stąd nazwa najwyższego wzniesienia w okolicy - Srebrnej Góry). Wtedy też miasto przeżywało jeden z najlepszych swoich okresów w historii. Szacuje się, że w latach 1311-1355 populacja wynosiła około 1500 mieszkańców. Niestety, etap ten dość szybko się skończył. Najpierw zmarł książę Bolko, ostatni przedstawiciel bytomskich Piastów. Później miasto zaczęło przechodzić z rąk do rąk. Warto też przytoczyć starą legendę, według której w 1363 roku mieszczanie utrzymujący się z wydobycia srebra popadli w konflikt z plebanem, w wyniku czego zorganizowali szereg intryg przeciw niemu i w rezultacie utopili go wraz z kapelanem w stawie. Jednak wieść o tym dotarła do Watykanu, skąd skierowano na Bytom klątwę. Przepowiedziano zubożenie miasta, utracenie kopalni i wreszcie zapadnięcie się miasta. Rzeczywiście kopalnia srebra została zalana, w wyniku czego miasto straciło główne źródło dochodów na wiele lat.

Na domiar złego miasto, osłabione polityczną destabilizacją, zostało w roku 1430 zdobyte i złupione przez husytów. Dzieła zniszczenia dopełniły dwa poważne pożary.

Kryzys nr. 3 - wojny, anulowanie przywilejów 

Lokalizacja i bogactwa naturalne okazały się być wystarczająco atrakcyjne, by za każdym razem po poważnych zniszczeniach miasto odbudowywać. Mimo to już w XVII wieku miasto padło ofiarą wojny trzydziestoletniej i, zaledwie osiem lat później, wojny ze Szwecją. Obydwa konflikty zahamowały skutecznie rozwój miasta w siedemnastym stuleciu. W roku 1671 dużą część Bytomia strawił kolejny poważny pożar, utrudniając dodatkowo odbudowę jego pozycji. W międzyczasie, w roku 1623 właścicielem ziemi bytomskiej XVII wieku został ród hrabiów von Donnesmarck, którego celem było zmaksymalizowanie przychodów z miasta. Rezultatem takiej polityki było anulowanie przywilejów miasta, co zaowocowało upadkiem rzemiosła. 

Kryzys nr. 4 - wojna 7-letnia 

W XVIII wieku, po krótkim okresie względnej stabilizacji w i tak już osłabionym Bytomiu, nastąpiły kolejne niekorzystne zmiany. W trakcie Wojny Siedmioletniej populacja zmniejszyła się z 1131 mieszkańców w roku 1754 do 998 w roku 1760, a według spisu przeprowadzonego w połowie stulecia wynika, że spośród 314 domów stojących w mieście i na jego przedmieściach, 52 były opuszczone. 

W XIX wieku odkryta została wartość węgla dla przemysłu. Wtedy też okazało się, że Górny Śląsk jest położony na olbrzymich jego złożach. Zakładane były kolejne kopalnie, jednak mieszkańcy Bytomia, dość konserwatywni, nie od razu zgodzili się min. na poprowadzenie przez miasto linii kolejowej. Z tego powodu to Katowice stały się lokalnym centrum przemysłowym, chociaż i Bytom zaczął się rozwijać w dużym tempie. Wtedy też zaniknęła większość lasów i pól uprawnych w regionie, a populacja miasta zwiększała się w zawrotnym tempie. 

Kryzys nr. 5 - I Wojna Światowa i jej następstwa 

Kres złotym latom Bytomia przyniósł wybuch wojny. Co prawda oszczędziła ona miasto, jednak jej następstwa były decydujące dla dalszego rozwoju. Zgodnie z wynikami plebiscytu miasto pozostało w granicach Niemiec, jednak z trzech stron graniczyło z terytorium Rzeczpospolitej. Z tego powodu z centrum przesunęło się z centrum na peryferia aglomeracji. W celu wzmocnienia konkurencyjności niemieckiego Śląska względem polskiego (w granicach którego znalazły się Katowice), zdecydowano się na stworzenie tzw. trójmiasta śląskiego - związku Gliwic, Zabrza i Bytomia. Ze względu na swoje geograficzne położenie to Zabrze miało uzyskać status centrum metropolii. Nie spodobało się to mieszkańcom Bytomia, wtedy najbogatszego z całej trójki. 

W międzyczasie okazało się, że wartość kopalin jest większa niż miasta, które się nad nimi znajdowało. Zaprzestano wtedy rozbudowy regionów Śródmiejskich, skupiając się tylko na budowie podmiejskich kolonii takich jak Kreuzberg w Stolarzowicach czy Helenehof (dzisiejsza Helenka). Prawdopodobne jest również, że planowano całkowitą likwidację miasta. Z jednej strony węgiel powodował rozwój gospodarki regionu nieporównywalny z żadnym innym okresem w historii, z drugiej jednak stanowił ciągłą przeszkodę w naturalnym rozwoju miasta. 

Kryzys nr. 6 - II Wojna Światowa i jej następstwa 

Zmiany polityczne w Niemczech lat 30-tych oraz niedługo potem wybuch Drugiej Wojny Światowej uniemożliwiły realizację śmiałego projektu „trójmiasta”. Tragiczny był styczeń roku 1945, a więc okres czasu tuż po zdobyciu Bytomia przez Armię Czerwoną. W poczuciu, że plądrują ziemię niemiecką, Rosjanie wpadli w szał niszczenia i zabijania. Dokonano wielu mordów, gwałtów i kradzieży, a kwartał kamienic stojących na Rynku, łącznie z XIX-wiecznym ratuszem, został dosłownie zmieciony z powierzchni ziemi. 

Nie był to koniec kłopotów miasta. Większość wartościowych maszyn z hut i kopalni została wywieziona na tereny Związku Radzieckiego, a liczne cenne obiekty sztuki zniknęły. Administracja polska przejęła kontrolę nad Bytomiem dopiero w marcu, a więc trzy miesiące po zakończeniu na tym terenie działań wojennych. Stan miasta w tamtym momencie jest określany jako katastrofalny. Według spisu z 1946 roku, spośród 6 574 budynków, 728 było zniszczonych. 1 500 obiektów określono mianem „porzuconych i opuszczonych”, co sugeruje, że po wojnie zmieniła się znacznie struktura własności. 

Polityka przymusowych wysiedleń ludności niemieckiej nie była tak restrykcyjna jak na Dolnym Śląsku. Region, przynajmniej teoretycznie, był wyłączony z obszaru przymusowych wysiedleń całej ludności niemieckiej - przynajmniej teoretycznie. Jednak w praktyce represje wobec Niemców miały ogromną skalę. Tysiące mężczyzn zdolnych do pracy zostało wysłanych wgłąb ZSRR. Zdarzało się nawet, że całe zmiany górników wychodzących na powierzchnię po pracy były zatrzymywane i wywożone. Na terenie Bytomia znajdował się też jeden z największych obozów deportacyjnych dla ludności niemieckiej na Śląsku, w którym umieszczono około 11 tysięcy osób. 

Część podobozów skupiała niemieckich jeńców wojennych (były to obozy pracy przymusowej). Warunki tam były bardzo złe, a na domiar złego część z nich lokalizowano w byłych filiach obozu KL Auschwitz, znajdujących się na terenie miasta. Ostatnią z placówek zamknięto dopiero w roku 1957. Około połowa przedwojennych mieszkańców Bytomia zginęła, uciekła bądź została deportowana. Struktura społeczna była zdruzgotana i zaczęła powstawać na nowo w oparciu o ludność napływową. 


Kryzys nr. 7 - Tragiczny paradoks 

Co prawda wspomniana wcześniej średniowieczna klątwa obowiązywała przez okres trwania jednego pokolenia, ale w szkodach górniczych można odnaleźć niepokojące echo przepowiedni. W stare korytarze górnicze pompowana jest woda, jednak miasto w wielu miejscach zapada się (w niektórych miejscach teren obniża się o kilkadziesiąt metrów). 

W 1954 roku rozpoczęto podkopywanie filara ochronnego pod miastem, co przesądziło o dewastującym wpływie górnictwa na tkankę miejską. Problem ten był dostrzegany już w latach 50-tych, czego dowodem jest film Sycylia Barbary Sas z roku 1957, w którym zwrócono uwagę na druzgocący wpływ rabunkowej eksploatacji złóż na stan zabudowy i jakość życia mieszkańców. 

Co za tragiczny paradoks. To miasto żyje z węgla, ale i od węgla umiera - mówi lektor, a na ekranie kamera pokazuje kolejne rysy i pęknięcia murów, zalane osiedla, zarośnięty stadion, zawalony kościół. 

Co istotne, miasto nie od razu zdecydowano się rozbudować. Na początku prowadzono politykę deglomeracji, a dopiero w latach 1961-1965 nastąpiło ożywienie w budownictwie mieszkaniowym. Jednak nowowybudowane obiekty nie pokrywały całego zapotrzebowania, ponieważ szkody górnicze na dobre zagościły w mieście i np. na lata 1966-1970 przewidziano wyburzenie uszkodzonych domów mieszczących prawie 3000 izb mieszkalnych. W tym czasie planowano zrealizować około 24 tysiące izb, a więc około jednej ósmej z nich zastępowało zasoby mieszkaniowe stracone przez prace wydobywcze. Dodatkowymi problemami były zniszczenia infrastruktury. Przykładowo w 1970 roku około 40 km sieci kanalizacyjnej było niesprawnych, ponieważ w wyniku osunięć gruntu osiągnęła ona zmniejszone lub odwrotne spadki. 

Katastrofalny stan środowiska był obserwowany już w latach 60-tych. Rzeki tak zanieczyszczone, że wymarło w nich wszelkie życie, woda głębinowa skażona, zakłady przemysłowe degradujące glebę, emitujące hałas, a przede wszystkim zatrute powietrze pochodzące z kominów fabryk, dymiących hałd oraz z tysięcy pieców domowych opalanych węglem - łącznie 40 tysięcy ton pyłu opadającego rocznie na miasto. 

Kolejnym z wielu utrudnień w zarządzaniu miastem była decyzja z 1951 roku o zlikwidowaniu podziału na miasto i powiat. W granice administracyjne Bytomia włączono wtedy wiele okolicznych wsi, miasteczek i osiedli, które nie były z miejską infrastrukturą w żaden sposób zsynchronizowane. Nie tylko zniszczyło to ich tożsamość, ale też generowało ogromne koszty związane z przebudową infrastruktury technicznej i sieci usług. Bytom stał się chaotyczną układanką różnych układów osadniczych przedzielonych hałdami, szkodliwymi zakładami przemysłowymi, bocznicami kolejowymi, nielicznymi terenami zielonymi. Administrowanie nim przypominało zaś bardziej łatanie dziur niż konsekwentną realizację przemyślanej wizji rozwoju. 

Kryzys nr. 8 - Transformacja ustrojowa 

Rok 1989 przyniósł kres przemysłowej historii Bytomia. Pięć z sześciu kopalni zamknięto, a zatrudnienie w górnictwie z 53% (27 800 osób) spadło do 12% (3 700 osób w 2008 roku). Spowodowało to znaczne zubożenie miasta, ogromny wzrost bezrobocia (w dzielnicy Bobrek nawet do 50%), a wiele osób uciekło do innych miast lub za granicę w poszukiwaniu pracy. Wynikiem tego jest ogromne zadłużenie mieszkańców miasta - w roku 2001 około 33% mieszkań miało nieuregulowane płatności czynszów, a średnie zaległości to jego pięciokrotna wartość (czyli nie średnio nie był płacony od 5 miesięcy). Pojawiło się już zjawisko tak zwanej dziedziczonej biedy. Polega to na tym, że w niektórych rodzinach już drugie pokolenie utrzymuje się z pomocy społecznej, a młodzi ludzie nie przyswajają w domu wzorców skłaniających ich do podjęcia pracy. 

Ludzie starają się przetrwać w tak ciężkich warunkach, czego dowodem jest choćby duża liczba osób trudniących się kradzieżą metalu i sprzedażą go na skupie (tzw. złomiarzy), czy też wybieraniem węgla z wagonów towarowych. Oprócz tego powszechna jest w mieście instytucja tzw. lombardów, a więc skupów przeróżnych sprzętów i odzieży. Niektórzy, żeby przetrwać, wyprzedają bowiem cały swój majątek. Co ciekawe, Bytom nie figuruje wysoko w statystykach przestępczości w Polsce.

Wyludnianie się Bytomia - prognozy 

Czyżby już nie tylko Bóg, ale i ludzie odwrócili się od tego miejsca na ziemi?
Barbara Sas, Sycylia

Bytom został wyjątkowo dotkliwie poddany procesowi wyludniania, ponieważ występuje bardzo wiele przyczyn tego zjawiska. Do czynników ekonomicznych (bezrobocie w wyniku deindustralizacji), politycznych (transformacja), demograficznych (starzenie się społeczeństwa), dochodzą jeszcze niestabilne warunki gruntowe, które nie ułatwiają funkcjonowania na pokopalnianych terenach. 

Wyludniać się będzie dalej. Rekordową populację osiągnął w roku 1987 - 239 800 mieszkańców. Od tego czasu liczba mieszkańców stale się zmniejsza. Obecnie miasto zamieszkuje 151 406 osób (stan z 31.12.2016). Prognozy na przyszłość są bezlitosne. W roku 2030 pozostanie zaledwie 126 100 Bytomian, a w roku 2050 tylko około 116 tysięcy. Daje to spadek liczby ludności o połowę w przeciągu 67 lat. Nie jest to najradykalniejszy przykład na świecie, ale w Polsce to jedno z wyraźniej kurczących się miast.

niedziela, 22 stycznia 2017

Wyludnianie się miast na przestrzeni dziejów - zarys historyczny » Cz. 3

Ważnym czynnikiem wpływającym na sukces bądź porażkę miast, wzmacniającym się w czasach nowożytnych, były globalne zależności makroekonomiczne. Utworzenie międzykontynentalnych szlaków handlowych po tzw. wielkich odkryciach geograficznych, zaszkodziło dawnym hegemonom, utrzymującym swoją pozycję w oparciu o handel wewnątrzeuropejski. Związek hanzeatycki osłabł znacząco na początku XVII wieku, czego demograficzną ilustracją są dzieje Lubeki. Miasto, niegdyś potężne, stopniowo traciło wpływy, wypierane już nie tylko przez handel transoceaniczny, lecz także przez kupców reprezentujących państwa terytorialne (a nie związki handlowe), np. holenderskich. Od końca wojny trzydziestoletniej do połowy XVIII wieku populacja zmniejszyła się o jedną trzecią. Ofiarą międzynarodowych zależności gospodarczych padła też między innymi Wenecja, od XVI wieku systematycznie tracąca wpływy w rejonie Morza Śródziemnego na rzecz Imperium Osmańskiego.

Nawet w wieku XIX, a więc czasie pędzącej rewolucji przemysłowej, niektóre miasta kurczyły się intensywnie. Przez tempo i zakres zmian cywilizacyjnych, takich jak wdrożenie nowych środków transportu czy technologii produkcji, niektóre tradycyjne ośrodki rzemiosła straciły na znaczeniu, a część szlaków komunikacyjnych wygasła. Dobrym przykładem jest brandenburskie Wusterhausen, leżące między Berlinem a Hamburgiem, opierające swą ekonomię na ręcznym wyrobie butów. W 1840 roku jego władze zrezygnowały z możliwości przeprowadzenia linii kolejowej przez miasto. W rezultacie miasto znalazło się na uboczu, a przemysł szewski nie podległ modernizacji z powodu nieopłacalnych już formy dystrybucji towaru.

W drugiej połowie XX wieku pojawiły się rysy na przemysłowej strukturze świata zachodniego. Właściwie można by stwierdzić, że Druga Wojna Światowa zatrzymała postępującą industrializację. Już w latach 50-tych zaczęło się wyludniać Detroit, a w ślad za nim pozostałe miasta przemysłowego zagłębia Stanów Zjednoczonych. W ich ślady w latach 70-tych i 80-tych poszły wielkie europejskie centra wydobywcze i produkcyjne, takie jak brytyjskie Midlands (Manchester i Liverpool) czy niemieckie Zagłębie Ruhry, poddane silnej restrukturyzacji. Przemysłowy charakter Europy Wschodniej utrzymał się najdłużej, ponieważ socjalistyczne gospodarki centralnie sterowane opóźniły proces dezindustrializacji. Jak się jednak okazało, była to bomba z opóźnionym zapłonem. Po upadku Bloku Wschodniego wschodnioeuropejskie gospodarki okazały się niekonkurencyjne, a z powodu nieopłacalności (lub celowych działań przeprowadzonych pod pozorem prywatyzacji), ogromna ilość zakładów przemysłowych została zamknięta. Od początku lat 90-tych to takie regiony jak Niemcy Wschodnie, Ukraina czy Rosja, są najszybciej tracącymi mieszkańców na świecie.

Opuszczony, jedenastopiętrowy blok w poprzemysłowym mieście Halle w Saksonii-Anhalcie. Fot. autora tekstu

piątek, 20 stycznia 2017

Wyludnianie się miast na przestrzeni dziejów - zarys historyczny » Cz. 2

Przetrzebiona przez najazdy i kryzysy wczesnośredniowieczna populacja Europy uciekła na wieś. Łatwiej było tam zdobyć pożywienie po upadku dawnych kanałów dystrybucji. Jednak nie wszyscy opuścili to, co pozostało z rzymskich osad. Arles, w którym mieszkańcy osiedlili się na terenie opuszczonego amfiteatru, w którym przetrwali trudne czasy, daje przykład pewnej ciągłości, dzięki której można uznać, że miasta średniowieczne są spadkobiercami (nie tylko przestrzennymi, lecz także ustrojowymi) swoich starożytnych poprzedników.

W średniowieczu nadal miasta wyludniały się głównie w wyniku wojen, i grabieży, a mieszkańcy często salwowali się ucieczką do pobliskich lasów, jak miało to miejsce w dolnośląskiej Miedziance. To samo miasto odnotowało również regres związany z wygaśnięciem wydobycia w tamtejszych kopalniach. Można powiedzieć, że był to pierwowzór miasta postindustrialnego, a historia ta sygnalizuje pojawienie się nowej kategorii wyludniających się miast - pokopalnianych (również np. włoska kolonia górnicza Rocca San Silvestro została opuszczona po wyczerpaniu się złóż miedzi).

W XIV wieku doszło do wyludnienia całego kontynentu w wyniku zarazy, tzw. „czarnej śmierci”. Doszło wtedy do wymierania całych ośrodków miejskich. Znane są relacje podróżników, którzy w niektórych z nich nie napotkali żadnych żywych ludzi.

Powszechne były pożary, które czasem trawiły całe miasta, zmuszając mieszkańców do opuszczenia miejsca zamieszkania.

Amfiteatr rzymski w Lukce przebudowany na obronne osiedle po upadku cesarstwa. Fot. ze zbiorów autora

niedziela, 15 stycznia 2017

Wyludnianie się miast na przestrzeni dziejów - zarys historyczny » Cz. 1


Wyludnianie się miast staje się zjawiskiem coraz powszechniejszym, lecz historia procesu sięga starożytności. Wiele istniejących po dziś dzień ośrodków miejskich ma w swych dziejach choć jeden etap wyludniania, co dowodzi, że proces ten nie musi być nieodwracalny i nie jest tożsamy ze śmiercią miasta. W tym podrozdziale prezentuję krótką historię występowania problemu. Część przykładów historycznych znajduje się jednak w następnych rozdziałach jako ilustracja konkretnych aspektów zjawiska.

Starożytność

Po pierwszych osiedlach ludzkich nie zachowało się nic, ledwie pozostałości fundamentów, narzędzia i miejsca pochówku ich założycieli. Na palcach jednej ręki można policzyć miejsca, w których formy osadnicze bez przerwy funkcjonują od czasów przedmiejskich. Jednym z nich jest iracka Arbela (Erbila) zlokalizowana na wzgórzu, zamieszkanym bez przerwy od ponad 5000 lat. Jednak większość osad epoki przedmiejskiej pochłonął piasek; co za tym idzie, informacje o nich możemy czerpać z wykopalisk archeologicznych, nie zaś z żywej tkanki miejskiej. Dowodzi to faktu, że miejsca te zostały opuszczone przez swoich mieszkańców, gdyż albo przestały być potrzebne, albo też nie nadawały się do dalszego zamieszkiwania. 

Największa grupa przypadków odnotowanych w starożytności to spadek ludności w wyniku wojen lub kataklizmów. Jednym z nich był palec boży, niszczący Sodomę i Gomorę w biblijnej przypowieści, i choć to ledwie legenda, obraz zmiecenia miasta z powierzchni ziemi jest tam bardzo sugestywny. Pozostałe wydarzenia to głownie najazdy połączone z plądrowaniem, których ofiarą padły choćby Jerycho, Troja, Kartagina, Nimrud czy Niniwa. Rzadziej zdarzało się, że miasto po prostu straciło na znaczeniu, jak Babilon, Knossos, Ur, Pergamon czy Memfis, które straciło dominację na rzecz Aleksandrii.

Być może zjawiska łagodniejsze, bardziej rozciągnięte w czasie, a jednocześnie nie kończące się całkowitym zniknięciem populacji, występowały tak samo często, jednak nie zostały one wystarczająco udokumentowane; w każdym razie nie zachowały się żadne cykliczne spisy ludności, pozwalające na stwierdzenie zjawiska wyludniania. Właściwie pozostaje nam opierać się na przekazach sygnalizujących wyludnianie niż je opisujących. Na przykład opis sporu w greckim Megalopolis, opisanego przez historyka Polybiosa, jasno wskazuje na obecność problemu. Mieszkańcy pokłócili się o to, czy zawęzić mury obronne, czy też utrzymać dotychczasowy ich obręb (ponad 8 km). Argumentowano, że jest ich zbyt mało, żeby utrzymać wartę i skuteczną linię obrony na całej ich długości. Wygrała ambicja młodego miasta, co poskutkowało zburzeniem go podczas najazdu Spartan.

Czas późnego antyku jest bardziej obfity w pomocne źródła, jednak , z wyjątkiem rzymskiej prowincji Egiptu, wciąż brakuje tych podstawowych - statystyk dotyczących umieralności i migracji. Jest jednak dużo relacji urzędników rzymskich, wysyłanych do odległych miejsc imperium. Jeden z nich, Rutilius Namatianus (żyjący pod koniec V wieku n.e.), relacjonuje swoją wyprawę do kolonii Cosa, położonej na północy. Natrafił tam na „prastare”, pozbawione ochrony mury miejskie, otaczające opustoszałe miasto. Jak dowiodły wykopaliska, Kolonia przeżywała regres już od końca czasów republikańskich, a więc na długo przed najazdami barbarzyńców i kryzysem całego państwa. Dla podupadających społeczności nie tworzono w czasach rzymskich żadnych indywidualnych strategii rewitalizacyjnych. Dowodzą tego nakazy cesarskie z połowy V wieku, które ograniczają się do zalecania konserwacji lub odbudowy ważniejszych gmachów publicznych.

Prawdziwa zawierucha nadeszła wraz z najazdem Longobardów i w następującym po nim okresie destabilizacji politycznej i ekonomicznej regionu. Co ciekawe, najwięcej miast przestało wtedy istnieć w Italii a nie np. w prowincjonalnej Galii - gdzie większość z nich przerodziła się w do dziś funkcjonujące ośrodki. Wojny, epidemie oraz równolegle przebiegające zmiany klimatyczne doprowadziły do strat demograficznych Italii wynoszących nawet 40%.

Ruiny rzymskiej osady na wyspie Brjuni. Niektóre zabudowania używano do VI wieku n.e., lecz podnoszący się poziom zatoki uniemożliwił dalsze funkcjonowanie portu i miasto opustoszało.

sobota, 7 stycznia 2017

Miasto wyludniające się - czyli jakie? Próba sprecyzowania pojęcia.

W celu dookreślenia tematyki badań oraz zawężenia grupy badanych obiektów postaram się sprecyzować określenie „wyludniające się miasto”.

Miasto, jak podaje Nowa Encyklopedia Powszechna, to „osiedle wyróżniające się znacznym skupieniem ludności o zróżnicowanej strukturze zawodowej, podlegające odmiennej administracji”, jednak pełniejszą definicję można znaleźć w „Szkicach o mieście średniowiecznym” Henryka Samsonowicza - istnienie miasta jest tam warunkowane „istnieniem społeczności skoncentrowanej na obszarze o odrębnej organizacji, uznanej i określonej prawnie, wytwarzającej zespół trwałych urządzeń materialnych, o specyficznej fizjonomii, którą można uznać za wyróżniający się z otoczenia typ krajobrazu.”

Podstawową przeszkodą na stojącą na drodze do pełnego dookreślenia omawianego pojęcia jest język. Określenie „wyludniający się” wskazuje na zjawisko o charakterze prawie wyłącznie demograficznym. W Słowniku Języka Polskiego znaleźć można następującą definicję: „wyludniać się - wyludnić się «stawać się bezludnym; pustoszeć»: Warszawa po wojnie szwedzkiej zbiedniała i wyludniła się ogromnie. Wiedza i Życie 9, 1952, s. 812. (…) W czasie zaś moru tak się miasto wyludniło, iż bramy nie miał kto zamykać, a na rynku trawa urosła. Siem. L. Dzieła I, 196 // L”.

Zarówno w języku angielskim jak i niemieckim występują odmienne sformułowania na tego samego zjawiska, odpowiednio shrinking cities oraz schrümpfende Städte. W obydwu przypadkach określenie to oznacza raczej kurczenie się, jednak tłumaczenie dosłowne znowu przynosi niedostatek precyzji. Trudno bowiem powiedzieć, co dokładnie oznaczałoby „kurczące się miasto”. Co takiego się w nim kurczy? Populacja? Powierzchnia? Potencjał gospodarczy? Ilość zasobów umożliwiających dalsze funkcjonowanie? 

Kolejny problem to fakt, że „kurczenie się” nie jest jednoznaczne z „wyludnianiem się”, co można na przykład zaobserwować w dużej ilości miast dotkniętych zjawiskiem suburbanizacji. Zdarza się więc, że miasto jako takie wymiera, ale jego przedmieścia kwitną, jak choćby we wszędzie przytaczanym Detroit, albo np. w Łodzi, która również intensywnie się suburbanizuje.

W celu lepszego zrozumienia znaczenia opisywanego pojęcia można by przytoczyć skróconą definicję z książki „Shrinking Cities, Vol 1: International Research”, która podaje, że określenie shrinking oznacza „Decline of urban population and economic activity in certain cities”. Pojawia się jednak kolejny problem. Czy określenie decline tłumaczyć jako spadek, utrata czy też zanikanie? Wydaje się, że określenie „spadek” jest najbardziej adekwatne, ponieważ do reszty określeń bardziej odpowiednim słowem byłoby decrease.

Pomocne w sprecyzowaniu skali, zakresu i charakteru zjawiska wyludniającego się miasta jest określenie collapse, zdefiniowane przez Jareda Diamonda w książce "Collapse. How Societies Choose to Fail or Succed": „By collapse, I mean a drastic decrease in human population size and/or political/economical/social complexity, over a considerable area, for an extended time.Collapse należy tłumaczyć jako upadek. Przypadki omawiane w przywołanej publikacji to raczej całe społeczności, nie pojedyncze miasta (wspomniane considerable area). Poza tym autor zajmuje się głównie tymi siedliskami ludzkimi, które całkowicie wymarły. Nie zmienia to jednak faktu, że w przytoczonej definicji jest dość istotna wskazówka. Pojawia się tam określenie extended time, a więc wydłużony okres czasu. Wyklucza to z kategorii te przypadki, które związane są z jakimś losowym, krótkotrwałym zjawiskiem, takim jak krótko trwający konflikt zbrojny czy katastrofa naturalna. Takie miasta czy regiony są po prostu wyludnione, chociaż po utracie części populacji mogą się dalej kurczyć, wtedy się już wyludniają (lub odwrotnie - wymierająca społeczność może po prostu zaniknąć raz na zawsze w wyniku jakiegoś decydującego wydarzenia). Tego typu przypadki będę jednak analizował, ponieważ interesują mnie nie tylko przyczyny, ale też konsekwencje opustoszenia i wyludnienia.

Po analizie zdecydowałem się określić miasta wyludniające się jako takie, w których następuje zarówno spadek liczby ludności, oraz/lub aktywności gospodarczej, społecznej, czy politycznej, przy czym zjawisko to powinno być ciągłe i obejmować conajmniej kilkuletni okres czasu. Świadomie zrezygnowałem z określenia drastic decrease, użytego przez Diamonda, ponieważ spadek populacji nie musi być nagły, a może obejmować wieloletni okres i przebiegać łagodnie.

Opuszczony kwartał mieszkaniowy w mieście Wittenberge we wschodnich Niemczech. Fot. ze zbiorów autora.


------------------------

Źródła:

Nowa Encyklopedia Powszechna, T. IV. Red. Barbara Petrozolin-Skowrońska. Warszawa, 1996

Samsonowicz Henryk. Szkice o mieście średniowiecznym. Warszawa, 2014

Słownik Języka Polskiego. Red. Witold Doroszewski. Warszawa, 1965

Wg. danych opracowanych w systemie STRATEG. Mapa pokazuje wyludnianie się Łodzi i jednoczesny przyrost ludności w gminach otaczających ją od południa i wschodu.
Źródło: http://strateg.stat.gov.pl/Home/Strateg?mode=map&p=aWRXc2s9ODQ4JmxldmVsPTQmeWVhcj0yMDEyJnN0eWxlPVJkR3kmaW52ZXJ0Q29sb3JzPXRydWUmY2xhc3NNZXRob2Q9MCZjbGFzc051bT02JmxpbWl0LTA9LTMmbGltaXQtMT0tMS41JmxpbWl0LTI9MCZsaW1pdC0zPTEuNSZsaW1pdC00PTMmbGltaXQtNT03LjYmdGl0bGU9UHJ6eXJvc3QlMjBuYXR1cmFsbnklMjBuYSUyMDEwMDAlMjBsdWRubyVDNSU5QmNp

Shrinking cities Volume 1, International Research. Red. Philipp Oswalt. Osterfildern, 2006

Diamond Jared. Collapse. How Societies Choose To Fail or Succeed. Londyn, 2006

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Postmiasto - przyszłość Bytomia

Bytom dotkliwie został poddany procesowi wyludniania, ponieważ występuje bardzo wiele przyczyn tego zjawiska. Do czynników ekonomicznych (bezrobocie w wyniku deindustralizacji), politycznych (transformacja), demograficznych (starzenie się społeczeństwa), dochodzą jeszcze niestabilne warunki gruntowe, które nie ułatwiają funkcjonowania na pokopalnianych terenach.

Można by przypomnieć starą legendę, według której w 1363 roku mieszczanie utrzymujący się z wydobycia srebra popadli w konflikt z plebanem, w wyniku czego zorganizowali szereg intryg przeciw niemu i w rezultacie utopili go wraz z kapelanem w stawie. Jednak wieść o tym dotarła do Watykanu, skąd skierowano na Bytom klątwę. Przepowiedziano zubożenie miasta, utracenie kopalni i wreszcie zapadnięcie się miasta. Rzeczywiście kopalnia srebra została zalana, w wyniku czego miasto straciło główne źródło dochodów.1 Co prawda klątwa obowiązywała przez okres trwania jednego pokolenia, ale w dzisiejszych szkodach górniczych można odnaleźć niepokojące echo przepowiedni. W stare korytarze górnicze pompowana jest woda, jednak miasto w wielu miejscach zapada się (w niektórych miejscach teren obniża się o kilkadziesiąt metrów).

Gdy nałożymy specyfikę naszych czasów i miejsca na ponadczasowe, uniwersalne zagadnienia związane z wyludnianiem się miast okaże się, że kwestia Bytomia jest bardzo złożonym zagadnieniem. Czy miasto może stać się, niczym Rzym, feniksem, wstającym z węglowych śląskich popiołów?

Bytom, tak jak w Rzym, miasto po kataklizmie ekonomicznym, jakim w przypadku Górnego Śląska była transformacja gospodarcza skutkująca zamknięciem prawie wszystkich kopalni, pełen jest ruin - opuszczone, monumentalne zakłady wydobywcze lub przemysłowe zajmujące nieraz powierzchnie wielkości całych dzielnic - porastające bujną zielenią, gdzie zamiast antycznych kolumn sterczących w niebo mamy kominy i szyby górnicze. Mamy wreszcie niekontrolowany proces rozbierania opuszczonych budynków i wykorzystywania ich elementów - czy to sprzedaż metalowych ściągów na złomie, czy zdzieranie drewnianych podłóg na opał. 

Brakuje tu jednak głównego czynnika przestrzennego, który towarzyszył wielu kurczącym się miastom - zmniejszania się powierzchni zurbanizowanych miasta proporcjonalnie do spadku ilości mieszkańców. Mimo coraz mniejszych wpływów z podatków, zakres infrastruktury do utrzymania pozostaje bez zmian, a zabudowa jest rozproszona i zdecentralizowana. Jednym z działań zaradczych polegających na intensyfikacji historycznego centrum na rzecz peryferii2, odpowiednio zaplanowanych i przeprowadzonych z należytym szacunkiem dla własności prywatnej oraz szeroko pojętych relacji społecznych. To jeden z elementów mojej tezy zawartej w pracy dyplomowej.3

Drugim zagadnieniem, uzupełniającym się z tematem zagęszczania centrum jest kwestia zagospodarowania tych terenów, które już miastem nie są albo wkrótce przestaną nim być. W ramach mojej pracy dyplomowej wprowadziłem pojęcie - krajobrazu postmiejskiego. Takim określeniem nazywam krajobraz, który najpierw został poddany silnej ingerencji człowieka, a następnie, w wyniku odpływu mieszkańców zatracił swój miejski charakter, stając się z kolei obszarem powracającej natury. Z tej kategorii wykluczam jednak miejsca takie jak Prypeć czy opuszczone osady górnicze w Newadzie, które uległy całkowitemu wyludnieniu. Postmiasto to dla mnie nie tylko przestrzeń, to raczej proces kształtowania się nowych form organizacji (przestrzeni, życia we wspólnocie, lokalnej przedsiębiorczości itp.) na gruzach tego, co minione, czyli - w skrócie - „coś, które będzie”.4

Pewną metaforyczną ilustracją stanu nierozerwalnego splątania natury z tym co pozostawione przez człowieka niech będzie praca Diany Leonek, doktorantki z białostockiego ASP. “Center for the living things”5 to projekt, w którym autorka poddawała działaniu roślin stare przedmioty codziennego użytku. Ten sam stan splątania, który był widać było w porośniętych mchem butach, szczotkach i innych rzeczach, można śmiało odnieść do miasta, które na chwile pozostawione bez opieki, natychmiast podlega entropicznym działaniom natury. Żywotność towarzysząca temu zjawisku objawia się choćby w wyrastaniu drzew na balkonach opuszczonych bloków, porastaniu hałd górniczych lasami brzozowymi czy powstawaniu jezior w miejscu dawnych wyrobisk.



Rys 3. Center for the living things, fot. Mikołaj Gomółka

Bytom jest, według mnie, na dobrej drodze do stania się postmiastem. Ma ogromny potencjał, drzemiący w historii, dziedzictwie przemysłowym, unikatowym krajobrazie oraz przede wszystkim ludziach, którzy swoją energią napędzają miasto i pobudzają twórczą dyskusję o jego przyszłości. Uważam, że warto podjąć próby eksperymentów i odważnych interwencji, przede wszystkim zaś kierować się wizją jako paliwem kreatywnego myślenia.

Czy Bytom stanie się w przyszłości, tak jak Rzym, mekką turystów, szukających romantycznych ruin ukrytych w zieleni? Czy w wyniku konsolidacji przestrzennej wzmocni swoją tożsamość i doprowadzi do oszczędności, które pomogą mu wyjść z permanentnego kryzysu? Czy wykształcą się w nim nowe typy budynków, przestrzeni publicznych i relacji międzyludzkich? Zależy to oczywiście od strategicznego myślenia władz miasta. Przede wszystkim jednak ważne jest to, żeby Bytomianie poczuli poczuli się wspólnotą i uwierzyli, że koniec pewnej epoki to tylko początek następnej.

Pozostaje wierzyć, że życie ma zawsze rację.



- So this is your wilderness. Detroit.
- Everybody left.
- What’s that?
- It’s the Packart plant, where they once built the most beautiful cars in the world. Finished.
- But this place will rise again.
- Will it?
- Yeah. There is water here. And when the cities in the south are burning, this place will bloom.6

-------------------------

1 Źródło: http://www.bytom.pl/pogloska-o-utopieniu-ksiezy-w-bytomiu

2 Referencyjnym rozwiązaniem może być to przyjęte w mieście Aschersleben w Saksoni - Anhalcie, gdzie władze od roku 2006 ograniczają finansowanie infrastruktury na obrzeżach, jednocześnie nasycając zabudowę oraz sieć usług w sięgającym średniowiecza centrum miasta. Por. International Building Exhibition Urban Redevelopment Saxony–Anhalt 2010 „Less Is Future 19 Cities—19 Themes” - Catalogue, Berlin 2010, s. 563

3 abstrakcyjny model takiej redukcji przeprowadziłem w następującej animacji: https://www.facebook.com/postmiasto/posts/678117515673779
Warto jednak zaznaczyć, że główny nacisk położony był tam na zachowanie podstawowych elementów kompozycji urbanistycznej.

4 Cytat z podtytułu książki Architektura XXI wieku. Coś, które będzie, Warszawa 2011. W książce tej omawiane są nowe metody projektowania ale też organizacji miast.

5 Center for the living things to projekt wykonany przez Dianę Leonek w ramach wystawy Wracając do Białowieży, która odbyła się w 2016 roku w białostockiej Galerii Arsenał

6 Only lovers left alive, Jim Jarmush, USA 2013, 47 min